Młody oficer

Krzysz­to­fem Ko­ne­fa­łem – na­wi­ga­to­rem chie­fem ofi­ce­rem na pro­mie Ste­na Nor­di­ca roz­ma­wia Agniesz­ka La­tar­ska.

Bar­dzo czę­sto mło­dzi lu­dzie sto­ją­cy przed wy­bo­rem od­po­wied­niej szko­ły nie wie­dzą jesz­cze, kim tak na­praw­dę chcie­li­by zo­stać przy­szło­ści, ja­ki za­wód wy­ko­ny­wać. Jak to by­ło Pa­na przy­pad­ku? Na­wi­ga­tor to prze­cież nie jest oczy­wi­sty wy­bór.

To był czy­sty przy­pa­dek. Koń­cząc li­ceum by­łem pe­wien, że zo­sta­nę in­for­ma­ty­kiem. Tak na­praw­dę do zło­że­nia do­ku­men­tów na Aka­de­mię Mor­ską Gdy­ni (obec­nie Uni­wer­sy­tet Mor­ski – przyp. red.) na­mó­wi­li mnie ro­dzi­ce mo­je­go przy­ja­cie­la. Je­go oj­ciec jest ka­pi­ta­nem na stat­kach kon­te­ne­ro­wych. Usły­sza­łem wów­czas, że dzi­siej­szych cza­sach to tak na­praw­dę je­dy­ny za­wód, dzię­ki któ­re­mu na pew­no, za­raz po skoń­cze­niu stu­diów, otrzy­mam za­trud­nie­nie. mie­li ra­cję (śmiech). pra­cę nie by­ło trud­no.

Tak więc po­za wy­dzia­łem in­for­ma­tycz­nym na Uni­wer­sy­te­cie Gdań­skim zło­ży­łem tak­że pa­pie­ry na Wy­dział Na­wi­ga­cyj­ny. Wy­bra­łem Aka­de­mię Mor­ską zu­peł­nie ciem­no. Jed­nak­że po pierw­szym dniu rej­su na po­kła­dzie Da­ru Mło­dzie­ży stwier­dzi­łem, że to wła­śnie na mo­rzu chcę pra­co­wać. Nie­ogra­ni­czo­ny ho­ry­zont da­wał mi po­czu­cie wol­no­ści. Na­dal to czu­ję.

Gdzie od­by­wał pan pierw­sze prak­ty­ki?

trak­cie pię­ciu lat stu­diów spę­dzi­li­śmy ok. czte­ry mie­sią­ce na stat­kach szkol­nych. Więk­szość na Da­rze Mło­dzie­ży, m.in. bio­rąc udział mię­dzy­na­ro­do­wych re­ga­tach. Tam od­by­wa­ły się rów­nież za­ję­cia wy­kła­dow­ca­mi. Po­za tym od­by­li­śmy prak­ty­ki ra­da­ro­we ma­new­ro­we na stat­ku szkol­no­-ba­daw­czym Ho­ry­zont II.

Po trze­cim ro­ku stu­diów mu­sie­li­śmy już na wła­sną rę­kę zna­leźć ar­ma­to­ra pra­cę. To by­ło pierw­sze wy­zwa­nie, bo nie wszy­scy chcą za­trud­niać pol­skich ka­de­tów. Wie­lu nas szu­ka­ło an­ga­żu ja­ko młod­szy ma­ry­narz na­dzie­ją, że uda się wy­ko­nać za­da­nia prze­wi­dzia­ne książ­ce prak­tyk wy­ma­ga­ne przez wy­kła­dow­ców głów­nych przedmio­tów.

Gdzie do­sko­na­lił pan swo­je umie­jęt­no­ści zdo­by­wał do­świad­cze­nie nie­zbęd­ne tym za­wo­dzie?

Tu­taj znów tro­chę przy­pa­dek szczę­ście za­de­cy­do­wa­ły tym, że do­sta­łem pra­cę ja­ko młod­szy ma­ry­narz na pro­mach pa­sa­żer­sko­-sa­mo­cho­do­wych an­giel­skie­go ar­ma­to­ra Me­ri­dian. Pły­wa­łem na no­wym stat­ku mię­dzy Bar­ce­lo­ną Ba­le­ara­mi. Mia­łem szczę­ście, że ka­pi­ta­no­wie na stat­ku ro­zu­mie­li ca­łą sy­tu­ację oprócz pra­cy ma­ry­na­rza mia­łem tak­że czas na do­koń­cze­nie za­dań, któ­re mu­sia­łem wy­ko­nać, aby za­li­czo­no mi prak­ty­kę. Mia­łem oka­zję pro­wa­dzić wach­ty na­wi­ga­cyj­ne pod okiem ofi­ce­ra, ma­new­ry cu­mow­ni­cze, za­ła­dun­ki. Acz­kol­wiek nie mu­sia­ło tak być, bo mój za­kres obo­wiąz­ków nie prze­wi­dy­wał ta­kich za­dań. Pra­co­wa­łem bar­dzo faj­ny­mi ka­pi­ta­na­mi, któ­rzy wie­dzie­li, że szko­lę się na ofi­ce­ra wach­to­we­go do­dat­ko­wo po­świę­ca­li mi swój czas, szko­li­li mnie, na­wet eg­za­mi­no­wa­li. Ce­nię so­bie tak­że to, że by­ły to stat­ki bry­tyj­skie, gdyż mia­łem oka­zję do­sko­na­lić zna­jo­mość ję­zy­ka an­giel­skie­go. per­spek­ty­wy cza­su wiem, że zdo­by­te zdol­no­ści ko­mu­ni­ka­cyj­ne po­mo­gły mi przy­spie­szy­ły roz­wój ka­rie­ry.

Fir­ma by­ła ze mnie za­do­wo­lo­na, więc uda­ło mi się od­być niej ca­ły, 8-mie­sięcz­ny okres prak­tyk. Póź­niej, po obro­nie pra­cy ma­gi­ster­skiej, wró­ci­łem do te­go sa­me­go pra­co­daw­cy.

Jak wy­glą­da­ły pa­na po­cząt­ki na stat­ku?

Po­nie­waż po­li­ty­ka fir­my na stat­kach pa­sa­żer­skich nie prze­wi­dy­wa­ła po­zy­cji trze­cie­go ofi­ce­ra za­trud­nia­no tyl­ko do­świad­czo­nych na­wi­ga­to­rów, to mo­ją pierw­szą jed­nost­ką był sta­tek ro­-ro. Na pierw­szym kontr­ak­cie pły­wa­łem po Mo­rzu Śró­dziem­nym, mię­dzy Ge­nuą, Tu­ni­sem Mar­sy­lią. Tra­sa bar­dzo spo­koj­na, ale pa­mię­tam, że ze stre­su przez pierw­sze trzy dni nie zmru­ży­łem oka. Oczy­wi­ście pro­wa­dzi­łem wcze­śniej na­wi­ga­cję pod okiem ofi­ce­ra wy­da­wa­ło mi się, że wiem do­kład­nie, co ro­bić. Jed­nak mo­ment, któ­rym wzią­łem na sie­bie peł­ną od­po­wie­dzial­ność za sta­tek lu­dzi, kie­dy zo­sta­łem na most­ku sam, był po­cząt­ko­wo za­ska­ku­ją­co trud­ny. Na szczę­ście wraz do­świad­cze­niem, ro­sła tak­że pew­ność sie­bie i w dniu dzi­siej­szym mo­gą po­wie­dzieć, że wra­cam na sta­tek uśmie­chem na twa­rzy i z wiel­ką przy­jem­no­ścią wy­ko­nu­ję swo­ją pra­cę.

Pa­mię­ta pan jesz­cze ja­kiś in­ny stre­su­ją­cy mo­ment?

Chy­ba jed­ną naj­bar­dziej stre­su­ją­cych sy­tu­acji by­ła ta, któ­rej od­pro­wa­dza­li­śmy sta­tek do no­we­go wła­ści­cie­la An­glii do Sin­ga­pu­ru pierw­szy raz na swo­jej wach­cie na­wi­ga­cyj­nej prze­cho­dzi­łem przez Cie­śni­nę Ma­lak­ka. Pa­mię­tam, że wsze­dłem przed pół­no­cą na mo­stek, na­oko­ło by­ło nie­zwy­kle ja­sno przez chwi­lę my­śla­łem, że wcho­dzi­my do por­tu, oka­za­ło się, że to świa­tła in­nych jed­no­stek, któ­re by­ły po pro­stu wszę­dzie (śmiech)! Oprócz in­nych stat­ków han­dlo­wych by­ły dzie­siąt­ki, jak nie set­ki, róż­nych in­nych ma­łych jed­no­stek, tym stat­ków ry­bac­kich. Ta wach­ta na­wi­ga­cyj­na by­ła zde­cy­do­wa­nie stre­su­ją­ca. Niem­niej jed­nak by­ło to bez­cen­ne do­świad­cze­nie.

by­ły ja­kieś nie­bez­piecz­ne?

trak­cie tej sa­mej po­dró­ży pły­nę­li­śmy przez Cie­śni­nę Adeń­ską. Był to czas kie­dy wszę­dzie mó­wio­no ata­kach por­wa­niach pi­ra­tów. Pły­nąc tam, na bie­żą­co otrzy­my­wa­li­śmy naj­śwież­sze ra­por­ty ich ak­tyw­no­ści tym re­jo­nie. Po dro­dze dwóch człon­ków na­szej za­ło­gi zre­zy­gno­wa­ło po­dró­ży oba­wie bez­pie­czeń­stwo. oko­li­cach So­ma­lii wy­kry­wa­jąc mniej­sze jed­nost­ki na ra­da­rze mu­sisz mieć świa­do­mość, że to mo­gą być wła­śnie pi­ra­ci. Nie­jed­no­krot­nie wy­łą­cza­li­śmy wszyst­kie świa­tła od­da­la­li­śmy się od po­dej­rza­nych stat­ków. Nie za­zdrosz­czę swo­im ko­le­gom, któ­rzy tam re­gu­lar­nie pły­wa­ją.

Na ja­kich jed­nost­kach pan pły­wał?

Ja­ko ma­ry­narz na wcze­śniej wspo­mnia­nych pro­mach pa­sa­żer­skich na śród­ziem­no­mor­skich bał­tyc­kich li­niach. ro­li ofi­ce­ra za­czą­łem od stat­ków ty­pu ro­-ro. Bar­dzo do­brze je wspo­mi­nam. No­wo­cze­sne, do­sko­na­łe 200-me­tro­we jed­nost­ki bu­do­wa­ne Da­nii. Wa­run­ki so­cjal­ne by­ły nad­zwy­czaj­ne. Po­tem wró­ci­łem na mo­je ulu­bio­ne ro­-pa­xy. Ra­zem kil­ka­na­ście róż­nych li­nii.

Te­raz bu­du­je się nie­mal 400-me­tro­we wy­ciecz­kow­ce, nie ma­rzył pan pra­cy na ta­kich „gi­gan­ta­ch”?

Przy­znam szcze­rze, że ma­rzy­ły mi się ty­po­we stat­ki wy­ciecz­ko­we, ale tym przy­pad­ku mu­siał­bym się li­czyć bar­dzo dłu­gim kon­trak­tem, na­wet 4-mie­sięcz­nym. Ko­cham mo­rze lu­bię wra­cać do pra­cy, ale bar­dzo waż­na jest dla mnie ro­dzi­na chy­ba tak dłu­gą roz­łą­ką by­ło­by mi na­praw­dę cięż­ko.

My­śląc sta­no­wi­sku na­wi­ga­to­ra na stat­ku, wy­obra­żam so­bie mo­stek ka­pi­tań­ski, ma­py ana­lo­go­we cyr­kiel na­wi­ga­cyj­ny… Jak to wy­glą­da dzi­siej­szych cza­sach?

Pły­wa jesz­cze wie­le stat­ków, na któ­rych ma­py pa­pie­ro­we słu­żą ja­ko pod­sta­wo­we ma­py na­wi­ga­cyj­ne. Dziś wszyst­ko oczy­wi­ście dą­ży do cał­ko­wi­tej cy­fry­za­cji. Co­raz wię­cej pu­bli­ka­cji mor­skich jest do­stęp­nych wer­sji elek­tro­nicz­nej. Uła­twia to za­rów­no do­stęp do nich, jak ich uak­tu­al­nia­nie. Na­dal jed­nak uży­wa się trój­ką­tów na­wi­ga­cyj­nych, prze­no­śni­ków. Co cie­ka­we, do­bie na­wi­ga­cji sa­te­li­tar­nej rów­nież sek­stant jest wciąż wy­ma­ga­ny. Mi oso­bi­ście astro­na­wi­ga­cja cza­sie stu­diów spę­dza­ła sen po­wiek.

To jak wy­glą­da pa­na dzień pra­cy?

ostat­nim cza­sie pły­wa­li­śmy po­mię­dzy por­ta­mi Niem­czech na Ło­twie. Prze­lo­ty tr­wa­ły po 26 go­dzin. Dzień mo­rzu roz­po­czy­nał się od omó­wie­nia pla­nu pra­cy bos­ma­nem, po­tem pra­ca biu­ro­wa, ko­re­spon­den­cja ma­ilo­wa, in­spek­cje urzą­dzeń, sys­te­mów. Po­tem wej­ście do por­tu, ma­new­ry, ope­ra­cje ła­dun­ko­we i z po­wro­tem do po­przed­nie­go por­tu. Choć czyn­no­ści, któ­re wy­ko­ny­wa­łem by­ły te sa­me, to mi­mo wszyst­ko każ­dy dzień był in­ny. Jed­ne­go dnia wcho­dzi­li­śmy do por­tu po­po­łu­dniu, ko­lej­ne­go środ­ku no­cy. Po ja­kimś cza­sie za­po­mi­nasz, ja­ki jest dzień ty­go­dnia, wciąż jed­nak pa­mię­tasz licz­bę dni po­zo­sta­łych do po­wro­tu do do­mu.

Te­raz to się zmie­ni­ło, Ste­na Nor­di­ca we­szła na tra­sę Gdy­nia­-Karl­skro­na…

Tak, od pa­ździer­ni­ka pły­wa­my na no­wej tra­sie. Tryb na­szej pra­cy jest du­żo bar­dziej re­gu­lar­ny. Jest tu na­praw­dę du­ży ruch pa­sa­żer­ski frach­to­wy, dla­te­go je­ste­śmy czwar­tym stat­kiem na tej li­nii. Kie­dy fir­ma za­de­cy­do­wa­ła wpro­wa­dze­niu na­sze­go pro­mu na tę li­nię, bar­dzo się ucie­szy­li­śmy. Po­dróż do pra­cy, któ­ra tr­wa mniej wię­cej go­dzi­nę jest po pro­stu luk­su­sem dla pol­skie­go ma­ry­na­rza. Ma­my wię­cej cza­su dla na­szych ro­dzin. Na­sze prze­lo­ty tr­wają oko­ło dzie­się­ciu go­dzin, po­tem dwie por­cie po­wrót. Mu­szę przy­znać, że jest to speł­nie­nie mo­je­go za­wo­do­we­go ma­rze­nia. Przy­jem­nie się pły­wa do wła­sne­go por­tu.

Jak dłu­go pra­cu­je pan Ste­na Li­ne?

Dla Ste­na Li­ne pły­wam od dwóch lat, ale czte­ry wcze­śniej pra­co­wa­łem na jed­nost­kach na­le­żą­cych do Ste­na Ro­Ro. By­ły to róż­ne czar­te­ry, jak np. fran­cu­ski, ma­ro­kań­ski czy tu­ne­zyj­ski. Na pew­no naj­cie­kaw­szym był jed­nak ser­wis po­mię­dzy Ko­reą Po­łu­dnio­wą Chi­na­mi. To tak na­praw­dę ewe­ne­ment, bo rzad­ko kie­dy pro­my za­rzą­dza­ne przez Eu­ro­pej­czy­ków pły­wa­ją tam­tej czę­ści świa­ta.

Od dwóch lat pły­wa pan na pro­mie Ste­na Nor­di­ca.

Tak, prom zo­stał zbu­do­wa­ny 2000 ro­ku Ja­po­nii, ma 170 m dłu­go­ści nie­mal 1900 m li­nii ła­dun­ko­wej. Na po­kład za­bie­ra­my nie­co po­nad 400 pa­sa­że­rów. Jest to sta­tek, któ­ry mo­że po­mie­ścić spo­rą ilość frach­tu. Je­go za­le­tą jest, że rów­nież pa­sa­że­ro­wie mo­gą li­czyć na przy­jem­ną wy­god­ną po­dróż.

Ofi­ce­ro­wie pro­mu Ste­na Nor­di­ca. Od le­wej: Val­ters Ka­la­sni­kovs (obec­nie Ste­na Fla­via), Ra­fał Ba­ra­now­ski, Krzysz­tof Ko­ne­fał, Adam Bie­lec­ki

Mó­wił pan, że naj­waż­niej­sza jest jak naj­krót­sza roz­łą­ka ro­dzi­ną, ja­ki ko­lei był Pa­na naj­dłuż­szy kon­trakt?

ra­cji te­go, że ca­łą mo­ją prak­ty­kę ka­rie­rę pły­wa­łem na pro­mach, to naj­dłuż­sze kon­trak­ty tr­wa­ły 10 ty­go­dni. Nie je­stem przy­kła­dem ma­ry­na­rza, któ­ry pły­wa po 4-6 mie­się­cy wię­cej, ale bar­dzo po­dzi­wiam ta­kich lu­dzi za wy­trwa­łość. Na wcze­śniej­szych li­niach pły­wa­li­śmy mie­siąc na mie­siąc. Ta­ki sam czas mia­łem na od­po­czy­nek. Po­ło­wę ro­ku więc spę­dza­łem do­mu. Te­raz, ma­jąc ro­dzi­nę, my­ślę, że to jest bez­cen­ne, kie­dy wra­cam do swo­jej cór­ki już po dwóch ty­go­dniach.

Co przy­no­si pa­nu tej pra­cy naj­więk­szą sa­tys­fak­cję?

Po­czu­cie, że lu­dzie, któ­ry­mi pra­cu­ję, mi ufa­ją. Wte­dy wiem, że uda­je mi się wy­ko­ny­wać swo­je obo­wiąz­ki efek­tyw­nie. Tak­że to, kie­dy wi­dzę, że ma­ry­na­rze chęt­nie i z uśmie­chem wra­ca­ją na sta­tek. Zw­łasz­cza, je­śli mam tym bu­do­wa­niu po­zy­tyw­nej at­mos­fe­ry swój ja­kiś nie­wiel­ki wkład.

Oczy­wi­ście nie­zwy­kle waż­ne jest dla mnie, że pa­sa­że­ro­wie, któ­rzy na­mi pły­wa­ją są za­do­wo­le­ni ser­wi­su ja­ki pro­wa­dzi­my. Jest to koń­cu efekt wspól­ne­go wy­sił­ku. Uśmiech zjeż­dża­ją­cych pa­sa­że­rów po ram­pie jest za­wsze mi­ły.

Czy pa­na wiek nie wpły­wa np. na za­ufa­nie za­ło­gi? Pew­nie czę­sto pa­na pod­wład­ni są du­żo star­si. Nie ma kon­flik­tu po­ko­le­nio­we­go?

Nig­dy te­go nie od­czu­łem, acz­kol­wiek lu­dzie cza­sem są za­sko­cze­ni, że je­stem star­szym ofi­ce­rem. Chy­ba za mło­do wy­glą­dam (śmiech). Kie­dy pierw­szy raz mia­łem oka­zję na tym sta­no­wi­sku pra­co­wać, mia­łem nie­co po­nad 27 lat. Dziś mam 32 la­ta, mam dy­plom ka­pi­ta­na że­glu­gi wiel­kiej na­dal zdo­by­wam cen­ne do­świad­cze­nie. Moi ka­pi­ta­no­wie mnie wspie­ra­ją, są świet­ny­mi men­to­ra­mi to dzię­ki nim do­sko­na­lę swo­je umie­jęt­no­ści. Sam bar­dzo do­ce­niam pro­fe­sjo­na­lizm swo­jej za­ło­gi, ich za­an­ga­żo­wa­nie wiem, że two­rzy­my do­bry ze­spół. koń­cu sta­tek to przede wszyst­kim lu­dzie.

Jak wy­glą­da czas „po pra­cy” na pro­mie?

Kie­dy za­czy­na­łem ja­ko młod­szy ma­ry­narz, to każ­dą prze­rwę prze­zna­cza­li­śmy na grę ma­ry­na­rza­mi „pił­ka­rzy­ki” czy kar­ty. Te­raz, do­bie wi­-fi ta­ble­tów więk­szość nas cho­wa się ka­bi­nie roz­ma­wia za po­mo­cą róż­nych ko­mu­ni­ka­to­rów ro­dzi­ną al­bo po pro­stu oglą­da fil­my. Ma­my oczy­wi­ście na stat­ku sa­lę te­le­wi­zyj­ną, te­nis sto­ło­wy czy wła­śnie „pił­ka­rzy­ki”, ale nie­ste­ty co­raz rza­dziej nich ko­rzy­sta­my.

Co po­wie­dział­by pan lu­dziom, któ­rzy sto­ją jesz­cze przed wy­bo­rem swo­je­go za­wo­du? Jak­by pan ich prze­ko­nał do ta­kiej dro­gi, ja­ką pan wy­brał?

To bar­dzo cie­ka­wy za­wód, da­ją­cy wie­le moż­li­wo­ści, po­cząw­szy oczy­wi­ście od zwie­dza­nia od­le­głych kra­jów. Po­zna­je­my wie­lu lu­dzi, ich kul­tu­ry. Wy­na­gro­dze­nie tym za­wo­dzie jest też na pew­no za­chę­ca­ją­ce.

Wy­bie­ra­jąc te stu­dia pew­no­ścią cięż­ko prze­wi­dzieć jed­ną rzecz – czy ma się od­po­wied­ni cha­rak­ter. Ro­złą­ka ro­dzi­ną przy­ja­ciół­mi róż­ny spo­sób wpły­wa na lu­dzi my­ślę, że to mo­że być naj­więk­sza trud­ność na po­cząt­ku dla tych, któ­rzy nie są przy­zwy­cza­je­ni do ta­kie­go try­bu ży­cia.

Po­le­cam ten za­wód oso­bom sil­nym cha­rak­te­rem któ­re nie bo­ją się wy­zwań. Na pew­no nie bę­dą ża­ło­wa­ły.

Dzię­ku­ję za roz­mo­wę.